Kiedy zaczynałam pisać ten wpis do Polski dopiero dochodziły pierwsze wieści na temat nieznanego wirusa. Chciałam wrócić myślami do wakacji, uporządkować nieco wspomnienia i zdjęcia, ponieważ od dłuższego czasu nie wychodzę z domu (na długo przed ogólną kwarantanną zmuszona byłam pozostać w swoich czterech ścianach). Teraz jednak wszystkich nas dotknęła obecna sytuacja i związana z nią niepewność. W takiej atmosferze niektórzy krytykują myślenie o błahostkach czy rzeczach przyjemnych uważam jednak, że pozytywne nastawienie jest nam teraz szczególnie potrzebne a zamartwianie się nic nie da. Wracam więc do miłych wspomnień z minionych wakacji. Czas spędzony w domu jest dobrą okazją do uporządkowania zdjęć na co do tej pory jakoś zawsze brakowało mi czasu.
Przeglądanie zaczęłam od zdjęć z naszej podróży poślubnej do Indonezji. Jeśli chodzi o takie wycieczki poza Europę, gdzie chcemy dużo zwiedzać to chętnie korzystamy z ofert biur podróży objazdówka + wypoczynek. Wiem, że wiele osób podróżuje po Azji na własną rękę ja jednak lubię takie zorganizowane wyjazdy gdzie o nic nie trzeba się martwić. Nie podzielę się więc z Wami wskazówkami jak taki wyjazd zorganizować a raczej kilkoma wspomnieniami z podróży.
Na tę wycieczkę wybraliśmy opcję Jawa i Bali – W krainie batiku z oferty Rainbow Tour. Z tego co widzę obecnie ta opcja wygląda trochę inaczej niż w 2018 roku. Wylot mieliśmy z Warszawy gdzie pojechaliśmy już dzień wcześniej tak, aby się wyspać i po śniadaniu na spokojnie pojechać na lotnisko. Sam lot na Bali trwał 13 godzin nie chcieliśmy więc dokładać do niego 3 godzinnej podróży pociągiem.
Przygotowanie do wyjazdu
Zawsze kilka dni przed wyjazdem robię listę rzeczy, które chcę zabrać. Pozwala to na zastanowienie się co już mamy a co jeszcze trzeba dokupić. Jeśli chodzi o tworzenie takiej listy uważam, że najlepiej polegać na własnym doświadczeniu z podróżami. Zawsze staram się pamiętać, czego brakowało mi na poprzednich wyjazdach oraz co było kompletnie nieprzydatne a jedynie zajmowało cenne miejsce (i kilogramy!) w walizce. Nie ma też co zbytnio kombinować. Wyjazdy, zwłaszcza te wakacyjne często zachęcają nas do zabierania i kosmetyków i ubrań, których na co dzień nie używamy lub nie nosimy. Uwierzcie mi jednak, jeśli czegoś z jakiegoś powodu nie ubieracie będąc w domu to raczej na wyjeździe też tego nie założycie. Oczywiście nie mam tu na myśli rzeczy typowo wakacyjnych jak słomkowy kapelusz czy narzutka na plażę ale bardziej codzienne rzeczy, które wpadają nam w ręce przy okazji pakowania. Jeśli chodzi o kosmetyki, testowanie nowości także nie będzie wskazane w innym od naszego klimacie. Nasza skóra może zareagować na nowe produkty niekoniecznie dobrze. Testowanie nowości lepiej zostawić więc na inny czas. Są jednak kosmetyki, bez których nie mogę się obejść na wakacyjnym wyjeździe i zawsze zapisuję je na mojej liście a następnie pakuję do swojej kosmetyczki. Są to takie produkty jak krem na dzień i na noc, kremy z filtrami, spray chroniący włosy przed wysoką temperaturą czy balsam łagodzący po dniu spędzonym na plaży.
Wybierając się do innego kraju warto również sprawdzić podstawowe informacje na jego temat. Indonezja na przykład, głównie Jawa, jest miejscem zamieszkałym prze największa liczbą wyznawców islamu na świecie. Chociaż nie obowiązuje tam szariat warto pamiętać przy pakowaniu walizki, aby wybierając strój do zwiedzania mieć zakryte ramiona i nieco dłuższe spodenki.
Kilka słów o samej Indonezji
Kto nigdy nie był w Azji i planując jej zwiedzanie opiera się jedynie na pocztówkach z pięknymi polami ryżowymi może się nieco rozczarować. Bez wątpienia Indonezja jest piękna, pełna zachwycających rajskich widoków, jednak ma też drugą ,,ciemniejszą” stronę jak np. ogromne obszary slumsów w dużych miastach, takich jak Dżakarta czy brudne, zaśmiecone ulice. Z drugiej strony jednak, gdy ktoś zdecyduje się ją zwiedzać i otworzy się na nowe doświadczenia ma szanse poznać naprawdę niesamowity kraj.
Nasz wyjazd podzielony był na dwie mniej więcej tygodniowe części – zwiedzanie Jawy oraz wypoczynek na Bali. Pobyt rozpoczęliśmy od lądowania w Denpasar (obecnie widzę, że ląduje się bezpośrednio w Dżakarcie) skąd pojechaliśmy do Kuty. Już pierwszego dnia zderzyliśmy się z zupełnie innym światem. Na pierwszym spotkaniu przewodnik przekazał nam kilka cennych wskazówek, o których wspomnę poniżej.
Pierwsza dotyczyła poruszania się po mieście. Wyzwaniem okazało się samo pokonanie przejścia dla pieszych. Indonezyjczycy nie uznają chyba żadnych przepisów drogowych a ich ulice są tak zatłoczone, że mimo uważnego rozglądania się czasami ciężko zorientować się, z której strony nadjedzie jakiś pojazd. Nie ma więc sensu czekać na zielone światło aby przejść na drugą stronę. Najlepiej przyłączyć się do kogoś stamtąd i po prostu iść za nim a jeśli nie ma takiej możliwości trzeba po prostu wyjść na ulicę i ostrożnie pokonać przejście. Niech was nie zdziwi, że żaden kierowca nie będzie czekał aż dotrzecie do końca pasów. Będą was omijać i przejeżdżać przed samym nosem i za plecami. Na szczęście, jak się przekonałam, jest to specyfika przede wszystkim dużych miast gdzie ruch jest bardzo duży. W mniejszych miejscowościach było już dużo łatwiej.
Drugą ważną sprawą, o której poinformował nas przewodnik były kradzieże i oszustwa. W kantorach najlepiej nie wymieniać dużych sum pieniędzy na raz i dokładnie sprawdzać czy pieniądze są prawdziwe. Lepiej też odpuścić sobie noszenie na szyi cennych łańcuszków i wartościowych rzeczy w plecaku. Nam na szczęście nic takiego się nie przytrafiło ale staraliśmy się zachować podstawowe środki ostrożności.
I po trzecie – wybierając się na wakacje w inne strefy klimatyczne zazwyczaj wiemy, żeby nie pić wody z kranu. W przypadku Indonezji przewodnik zwrócił naszą uwagę na wodę butelkową, która często nie ma kompletnie żadnych minerałów. Warto przy zakupie takiej wody sprawdzać etykiety i wybierać te o większej lub jakiejkolwiek wartości.
Jawa
Pobyt rozpoczęliśmy od zwiedzania Jawy – najbardziej zaludnionej wyspy na świecie. Tutaj znajduje się stolica Indonezji – Dżakarta, gdzie rozpoczęliśmy nasz pobyt.
Pierwszego dnia odwiedziliśmy między innymi plac Fatahillah, który znajduje się w starej dzielnicy Kota, serca Indonezji w czasach kolonizacji holenderskiej. Kiedyś dzielnica nosiła nazwę Batavia, obecnie znajduje się tam historyczna restauracja o tej samej nazwie, którą naprawdę warto odwiedzić. Można tam wypić pyszną kawę w otoczeniu klimatycznego wnętrza. Na placu można wypożyczyć holenderski rower – symbol dawnych lat.
Z Dżakarty udaliśmy do Bandung, podziwiając po drodze piękne widoki. Jako że w Indonezji znajdują się liczne wulkany, warto wybrać się zobaczyć z bliska chociaż jeden. Na szczęście wizyty na wulkanach były elementem naszego programu. Spacerowanie w pobliżu dymiących kraterów to jedno z najbardziej niesamowitych przeżyć w moim życiu. Jako pierwszy zwiedziliśmy krater Tangkuban Perahu skąd udaliśmy się na spacer w okolice krateru Domas.
Ta pierwsza osoba schodząca ścieżką w dół to ja 🙂 Być może uda Wam się zobaczyć, że mam na sobie długie spodnie a w ręce trzymam bluzę. Krater Tangkuban Perahu znajduje się 1800m n.p.m. więc przyda się nieco cieplejsze ubranie, żeby nie zmarznąć. Na kraterze Domas było już trochę cieplej a schodząc w dół przez dżunglę znowu stawał się coraz bardziej odczuwalny indonezyjski upał (który osobiście uwielbiam). Odwiedzając wulkany warto też pamiętać o zdrowym rozsądku, ponieważ raczej nie znajdziemy tam tabliczek z zakazem wstępu czy ostrzeżeniami jak w Europie. Nie oznacza to jednak, że wszędzie jest bezpiecznie i np. od dymiących kraterów lepiej zachować bezpieczną odległość.
Z Bandung udaliśmy się w 6-godzinną podróż pociągiem w kierunki Yogyakarty. Po drodze mogliśmy podziwiać piękne widoki oraz życie w małych wioskach, które było widać z okien pociągu. Niestety mój mąż nie spędził tej podróży najlepiej – zatruł się zjedzonymi poprzedniego dnia kupionymi w lokalnym supermarkecie winogronami (nie polecam). Na szczęście szybko mu przeszło – głównie dzięki tamtejszym lekom, które dostał od przewodnika i w kolejnych dniach odwiedziliśmy dwie wspaniałe świątynie, obie wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Pierwsza – pochodząca z przełomu VII i VIII wieku świątynia Borobudur. Jest to jedna z największych i najlepiej zachowanych świątyń buddyjskich na świecie. Kolejna świątynia, którą odwiedziliśmy to właściwie zespół składający się z ponad 50 świątyń – Prambanan. Powstały w IX wieku kompleks poświęcony został hinduistycznej trójcy bogów Brahmie, Wisznu i Śiwie.
W dalszej części podróży udaliśmy się w kierunku wschodniej części wyspy. Oprócz tych, o których piszę odwiedziliśmy także mnóstwo innych zabytków oraz miejsc, poznając jawajską kulturę, Jawajczyków a także zachwycając się różnorodnością tamtejszej roślinności i zajadając się pysznymi owocami. W ostatnich dniach naszej objazdówki czekała nas wizyta górze Penanjakan ze wspaniałym widokiem na wulkan Bromo, który później także odwiedziliśmy przemierzając najpierw równinę wokół krateru zwaną Morzem Piasku. Nazwa idealnie oddaje wygląd tej równiny, która przypomina po prostu pustynię.
Bali
Drugi tydzień naszego pobytu spędziliśmy na Bali. Ta wyspa różni się bardzo od Jawy. Powodem tego jest przede wszystkim inna religia. Na Bali dominuje specyficzny dla tego regionu hinduizm balijski, który jest połączeniem między innymi hinduizmu i animizmu. Religia ma duży wpływ na życie Balijczyków, co widać na każdym kroku. Będąc na Bali warto poświęcić trochę czasu na poznanie tamtejszych zwyczajów oraz zwiedzenie wyspy.
,,Wypoczynkową” część wyjazdu spędziliśmy w hotelu Puri Santrian w Sanur. Celowo nie decydowaliśmy się na opcję all inclusive, ponieważ wokół hotelu było mnóstwo restauracji i barów gdzie można było wybrać się na kolację. W hotelu mieliśmy więc jedynie śniadania, potem spędzaliśmy dzień na plażowaniu a wieczorem ruszaliśmy w miasto. Na Bali bardzo popularne i ogólnodostępne są wszelkie masaże, niestety z masażu całego ciała udało mi się skorzystać jedynie pierwszego dnia. Słońce w tamtej części świata jest naprawdę mocne i pomimo częstego używania kremu z najwyższym filtrem, moja jasna skóra po pierwszym dniu przy basenie była cała poparzona. Jest to nauczka na przyszłość aby kąpać się w jasnej koszulce. Niestety oparzenie było na tyle silne, że nawet samo ubieranie się było niemałym wyzwaniem sprawiającym sporo bólu a do końca pobytu mogłam skorzystać jedynie z masażu stóp (zawsze to coś!).
Zostaw komentarz